OPOWIEŚĆ O PROFESORZE I MARYNARZU

***

Któregoś dnia pewien bardzo poważany profesor wyruszył statkiem na drugi kontynent, by wkrótce dać tam znakomity wykład. Pierwszego dnia na morzu, tuż po obiedzie z okrętowej kantyny, wyszedł na pokład rozprostować kości. Spotkał wpatrującego się w morze starego kapitana.

– Jak wiele życia spędziłeś na morzu? Zapytał profesor.
– Całe dekady! Żegluję, odkąd pamiętam. Byłem jeszcze małym chłopcem, kiedy ruszałem w pierwszy rejs. Odpowiedział marynarz.
– Niesłychane! Wykrzyknął zdumiony uczony.
– Musisz wiedzieć wszystko na temat tych różnorodnych stworzeń pod wodą. Oceanografia to też moja pasja. Zrobiłem z niej doktorat. I ty musiałeś studiować ją długo i wytrwale. Dodał.
– Oceano… co? Zapytał marynarz.
– Oceanografia. Na pewno latami czytałeś o gatunkach ryb. Pewnie znasz też nazwy wszystkich podwodnych roślin, koralowców i morskich stworzeń. Kontynuował profesor.
– Nie, właściwie to nic nie wiem na temat oceanografii. Odpowiedział łagodnie marynarz.
– Co takiego?! Chcesz mi powiedzieć, że tak wiele lat spędziłeś na morzu i nie przeczytałeś ani jednej książki o podwodnym świecie znajdującym się tuż pod twoimi stopami? Zdziwił się profesor.
– Nie. Odparł marynarz.
– Ty stary głupcze! Co za strata czasu. Tyle życia spędziłeś nadaremnie. Wykrzyknął profesor i odszedł w milczeniu, nie mogąc pojąć, jak taki doświadczony życiem na morzu człowiek mógł zmarnować tyle okazji do nauki.

Kolejnego wieczora tuż po kolacji profesor zdecydował się zaczerpnąć powietrza na górnym pokładzie łajby. Zobaczył gapiącego się w rozświetlone konstelacją gwiazd niebo kapitana. Księżyc świecił perłową poświatą, kiedy profesor ruszył w stronę marynarza. Podjął kolejną rozmowę słowami:

– Tyle dekad spędziłeś na na morzu, więc pewnie nie jednej nocy już widziałeś tak gwieździste niebo, jak dziś. 
– O tak. Odparł marynarz.
– Musisz więc też wiedzieć wszystko na temat gwiazd. Astronomia to również jedna z moich pasji. Zrobiłem z niej doktorat. I ty musiałeś studiować ją długo i wytrwale.
– Astrono… co? Zdziwił się stary kapitan.
– Astronomia. Na pewno latami czytałeś o tych wszystkich ciałach niebieskich i zjawiskach, które zachodzą poza Ziemią. Czego nauczyłeś się o astronomii przez te wszystkie lata? Kontynuował profesor.
– Właściwie to niczego. Po prostu poznałem je. Odpowiedział marynarz.
– To znaczy, że nie znasz nazw gwiazd, planet i meteorów? Uczony dopytywał dalej.
– Nie. Odparł marynarz.
– Co takiego?! Chcesz mi powiedzieć, że tak wiele lat spędziłeś na morzu i nie przeczytałeś żadnej książki, o tych wszystkich ciałach niebieskich tuż nad twoją głową?! Wykrzyknął profesor.
Marynarz ponownie pokiwał głową przecząco.
– Ty stary głupcze! Co za strata czasu. Tyle życia spędziłeś nadaremnie. Burknął profesor i odszedł. Znów nie dowierzał, jak to możliwe, że taki doświadczony życiem na morzu człowiek mógł zmarnować tyle okazji do nauki.

Kolejnego dnia, a był to niezwykle przyjemny dzień na morzu, stary profesor przechadzał się po pokładzie. Można było poczuć delikatną bryzę orzeźwiającą to popołudnie. Odpoczywającym na pokładzie towarzyszyły łagodne powiewy wiatru i dające przyjemne ciepło promienie słońca. Kiedy na widoku pojawił się stary marynarz, profesor postanowił dać mu ostatnią szansę. Podszedł zaczynając rozmowę:

– Ok, rozumiem, że możesz nie znać nazw podwodnych stworzeń, ani układów gwiazd i planet, ale musisz coś wiedzieć na temat pogody, tych różnorodnych zjawisk atmosferycznych, które sprawiają, że twój okręt pływa z portu do portu. Musisz być ekspertem w tej dziedzinie. Meteorologia to też moja pasja. Zrobiłem z niej doktorat. I ty musiałeś studiować ją długo i wytrwale.
– Nie, nie wiem nic na temat meteorologii. Nie wiem nic. Odparł spokojnie marynarz.
– Ty stary głupcze! Ty stary głupcze! Ty stary głupcze! Tyle straconego czasu w całym życiu. Cóż za marnotrawstwo! Taka szkoda. Podniesionym głosem zakończył rozmowę zniechęcony profesor. Odwrócił się i odchodząc w milczeniu, nie mógł pojąć, jak taki doświadczony życiem na morzu człowiek mógł zmarnować tyle okazji do nauki.

Tego dnia zachodzącemu słońcu towarzyszyły dźwięki nadchodzącej burzy. Woda złowrogo przelewała się przez pokład. Po zmroku wezbrała nawałnica. Zaniepokojony profesor schronił się pod pokładem próbując zdławić mdłości. Choroba morska potężniała nie odpuszczając ani na chwilę. Tuż po północy rozpętało się piekło. Sztorm nabrał na sile. Potężne fale targały statkiem tak, że podłogi i sufity zdawały się stawać w pion. Z regałów z trzaskiem spadały sprzęty. Ściany huczały. Dało się usłyszeć, jak bardziej liche konstrukcje statku z hukiem pękają pod naporem wzburzonego morza. Marynarz czuł się fatalnie. Ścisk w żołądku i wymioty nie dawały mu zasnąć. Nagle usłyszał upiorny trzask. Pod pokładem nastała cisza. Fala przerażenia zalała wyczerpanego szkwałem profesora. Przez jego głowę przewaliły się niczym trąba powietrzna tabuny ciemnych myśli. Usłyszał kroki. Ktoś biegł w stronę drzwi do jego kajuty. Po chwili, w progu stanął stary marynarz. Spojrzał na profesora i zapytał:

– Czy przez te wszystkie długie lata spędzone na uczelniach przy doktoracie najpierw z oceanografii, potem astronomii, aż wreszcie i meteorologii… czy przez ten cały czas przygotowań do tej wyprawy uczyłeś się pływać?
– Nie, właściwie to nie umiem pływać. Odpowiedział profesor spuszczając wzrok. Stary marynarz słysząc to wykrzyknął:
– Ty stary głupcze! Ty stary głupcze! Ty stary głupcze! Tyle straconego czasu. Zmarnowane życie! Taka szkoda. Taka szkoda. Łajba idzie na dno.

***

KUŹNIA PYTAŃ

  • A co jeśli pośród wszystkich umiejętności, które nabywamy i doskonalimy w ciągu życia najważniejszą jest zdolność utrzymania głowy ponad powierzchnią wzburzonej wody?
  • Jakie umiejętności pozwalają nam zachować spokój i zrównoważenie, kiedy wokół szaleje burza?
  • Pogłębienie jakich jakości byłoby pomocne w budowaniu zaufania do siebie? Które mogą dodać otuchy i wzmocnić odwagę?
  • Czego potrzebujemy, żeby w obliczu trudności móc się o wesprzeć o siebie samych i siebie nawzajem?
  • Czy potrafimy zatroszczyć się o siebie i otoczenie,  kiedy przez życie przelewa się fala nieoczekiwanych przeszkód, niepowodzeń, bólu?
  • W czym chcielibyśmy nabrać większej zręczności, by móc przywracać życiu spokój?

Opowieść usłyszałam pierwszy raz podczas 8-dniowego odosobnienia “The Art Of Disappearing” Ajahna Brahma & Ven Candy. Potrafi przynieść ze sobą moc otwierających pytań i refleksji. Daleko mi do profesjonalnych tłumaczy, dlatego to bardzo swobodne tłumaczenie z języka angielskiego. Skupiłam się na tym, żeby niosło spójny z oryginałem przekaz, rezygnując z dokładnego przekładu słów Ajahma Brahma.

Paulina Klukowska